Ułatwienia dostępu

Przejdź do treści Przejdź do menu w stopce

Wielka Uczelnia, wielkie Stowarzyszenie i wielcy ludzie…

Opublikowano:

…w wyprawie na szczyt Babiej Góry. Ale to nie koniec! apetyt rośnie w miarę zdobywania….

 

Wtorkowy poranek, słoneczna, piękna pogoda. Team, w skład którego wchodzą pracownicy i studenci KWSPZ oraz Stowarzyszenie „Apetyt na życie” gotowy do wyjazdu na Babią Górę/Diablak 1725 m n.p.m. Po niespełna 90 minutach jazdy samochodami jesteśmy na Przełęczy Krowiarki. Oczywiście przez całą wyprawę oprócz pokonywania drogi pod górę zdarzają się różne niespodzianki. A zaczęło się niewinnie od zabrania zapakowanego po brzegi plecaka, który jak się okazało nie posiadał szelek.

Ale potrzeba matką wynalazków, więc wyglądało to tak (szelki z chusty):

Od godziny 10.20 wszyscy wspinają się na szczyt (3,5 godziny do szczytu). Z początku wyjście zapowiada się niewinnie, wręcz jakbyśmy się gdzieś spieszyli. Ale kilkanaście metrów dalej nagle słychać: ja chyba nie wyjdę, mięśnie mnie bolą, ile jeszcze do końca (a zostało 3 godziny 15 min drogi pod górę!).

 

Mimo wszystko nikt nie rezygnuje i w ciszy wędrujemy dalej. Zdobywamy po kolei: Sokolicę 1367 m n.p.m, Kępę 1521 m n.p.m., Gówniak 1617 m n.p.m., Siodło Bończy i Diablak 1725 m n.p.m.

Fotografia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Babia_G%C3%B3ra#/media/File:Babia_Gora.jpg

W trakcie drogi nie zabrakło przystanków na piknik:

I przystanek

O jak nam doskwierał głód i potrzeba kontaktu z innymi ludźmi ; )

 

II przystanek

i znowu przystanek

i znowu pomidory

bo przecież

Po ponad 3,5 godzinnej męce jest szczyt, choć widać po nas, że krew nam z głowy odpłynęła i przemieściła się do kończyn dolnych (niektórzy nawet smerfy widzieli), to jesteśmy z siebie dumni, nawet BARDZO DUMNI.

Ale jeszcze bardziej dumni jesteśmy z naszych bohaterów: Marka Lichoty ze Stowarzyszenia „Apetyt na życie” wraz z żoną. Wniosek z wyprawy jeden: że to my zdrowi ludzie mamy największe bariery. Marek pomimo swojej choroby był pierwszy na szczycie!!!

 

I żeby było jasne, droga powrotna też nie była pestką. Mniej więcej po 1 godzinie wędrówki z powrotem, kiedy wydawało się nam że to już koniec i parking już widzimy, nagle zza drzew wyłonił się transparentny znak:

Jedno jest pewne: to nie koniec naszych wypraw, ponieważ jest wielki PLAN – ale o tym wkrótce…

Zapraszam chętnych do zdobywania kolejnych szczytów. We wrześniu zdobywamy RYSY.

dr n. med. Magdalena Macko

 

Opublikowano: 31.07.2015 Drukuj tę stronę
Uczelnia
Rekrutacja - Oferta
Studenci
Kariera i Abolwenci
Logowanie i Pomoc

Instagram Facebook